Powraca druh z niebytu, za wszystkie grzechy żałuje i obiecuje poprawę.
No, a teraz krótki komentarz na temat kilku płyt, które w ostatnich miesiącach ukazały wszystkim słuchaczom swoje mroczne piękno. Żadnej nie dosłuchałem do końca, zaiste, zbyt srogie to zadanie.

Pierwsza rzecz to najnowsza płyta zespołu, bez którego nie byłoby symfonicznego metalu (może to i lepiej, gdyby nie było?), "Sitra Ahra" Theriona. Tutaj, przyznaję się, zadanie mnie przerosło. Nie dałem rady nawet zmęczyć połowy. Zespół przygotował, tradycyjnie już, mariaż biednych, heavymetalowych riffów i czegoś, co metalowcy biorą za muzykę klasyczną - w rzeczy samej klasyki nie słuchają, więc skąd mają wiedzieć, cóż to takiego? Niby - operowe wycia, orkiestracje niczym ze "Zmierzchu" i absolutnie wyprana z jakiejkolwiek agresji warstwa gitarowa. W sam raz na wieczorek zapoznawczy na Oazie.

Drugie cudo to najnowszy album Atrocity. O zgrozo, zespół ten grał kiedyś death metal. Wystarczy pobieżne spojrzenie na zdjęcie mrocznej zgrai w lesie i już widać, że z żadnym porządnym graniem ekipa nie ma niczego wspólnego. Zabijcie mnie, dałem radę tylko czterech pieśni wysłuchać. Brzmiały one, jakby pijany elf wywnętrzał swoje uczucia po przegranej grze w Eurobiznes. Trzy dźwięki klawiszy na krzyż, co ma oznaczać darkwave, później skoczne rytmy, co każe się domyśleć inklinacji folkowych. Tylko tańczyć się przy tym nie da, od razu zwracamy pożywienie.

I trzecie caco, wydane pod srogim, nordyckim mianem "Axioma Ethici Odini". Ach, zrobiło się norwesko, bo i zespół z krainy fiordów. Enslaved, bo o panach właśnie mowa. Do tej pory nawet mi nie wadzili, nie kupiłem ani jednej ich płyty, ale grali poprawnie, czasem nawet intrygująco. Tutaj zaś pozazdrościli pewnikiem kolegom po blackmetalowym fachu i dodali szybkiego tempa. Tyle, że agresji to nie zwiększyło. Nadal mamy do czynienia z pseudoprogresywnym graniem, tylko, że pan wokalista więcej wymiotuje, niż śpiewa. Ot, cała różnica. A reklama dźwignią handlu, więc ktoś się chyba na taki numer złapał. Tu wytrzymałem siedem kawałków z dziewięciu i jestem z siebie cholernie dumny, że dałem radę.
Szkoda Theriona, przyznam, że swego czasu Vovin bardzo lubiłam. A Enslaved ma kilka dobrych kawałków, ale tak znikają w podobnych do siebie, że ciężko mi się ich słucha. Choć Isa było nienajgorsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)