poniedziałek, 10 maja 2010

Sezon na konia

Koń, jaki jest, każdy widzi. To słynne zdanie z "Nowych Aten" X. Chmielowskiego już na zawsze zostało zapisane w języku. Nie wiedzieć dlaczego, metalowcy lubią konie. Pisałem gdzieś poniżej o kompensacji pewnych mankamentów natury, można to tłumaczyć Freudem. Jeśli zaś nie mankamentami, to w każdym bądź razie pewnymi chłopięcymi marzeniami o powiększeniu zasobów własnej anatomii.

Dzisiaj mała lista końskich przebojów. Motyw owego zwierza nie pojawia się tylko w magicznych tekstach heavymetalowych przebojów, on widnieje również na okładkach, w mniej lub bardziej zaskakujących konfiguracjach. Graficzne przedstawienie rumaka mało ma wspólnego z ukazywaniem tegoż na XIX - wiecznym malarstwie batalistycznym, chociażby u Matejki czy Grottgera. Twórcom okładek wydaje się zapewne, że posiedli arkana wiedzy pozwalającej na przekuwanie własnych wizji w sztukę. Wychodzi z tych wizji jedynie śmiechu warta mazanina.

3. Rhapsody - Legendary Tales
Widzimy konia w postaci bojowej, unosi on rycerza walczącego ze smokiem. Jednak po bliższym przyjrzeniu się dojść musimy do wniosku, że złamane zostały na obrazie wszelkie zasady, nie tylko dobrego smaku, ale i fizyki, w szczególności zasady grawitacji. Na łeb Odyna, który rumak wytrzymałby w takiej pozie dłużej niż ułamek sekundy, raczej zwaliłby się jak długi na ten swój przykrótki grzbiet i przygniótł dzielnego woja, aż by mu wątroba pękła. A smok zaś by spalił mu w cholerę cały ten cynowy rynsztunek z odpustu dla krzyżowców.

2. Lacrimosa - Sehnsucht

To z kolei rumaczysko unosi nagą panią pośrodku ciemnego boru. Normalnie klimat jak z "Króla Elfów" Goethego. Tutaj również ktoś nie uważał na lekcjach fizyki, bo goła baba powinna już dawno ześlizgnąć się z gładkiego grzbietu zwierza. Równia pochyła, czy to panu artyście coś mówi? W dodatku koń musi zeżarł kilkanaście kilo meksykańskich tacos z piekielnie ostrym sosem, ponieważ pod jego zadem, w miejscu, gdzie spadają odchody, płonie ogień. Taki to "Szał uniesień" dla ubogich.

1. Mystic Prophecy - Regressus

Primo, idealny tytuł płyty. Regres to przeżywał chyba twórca dzieła, uprzednio w ogóle nie doświadczywszy ani krzty umiejętności plastycznych. Secundo, widzicie tę mordę? Koń ów miotany atakiem wścieklizny, choroby wściekłych krów i kozią grypą naraz, wypadnie zaraz z obrazka i użre śmiałka, który weźmie płytę do ręki. Po trzecie, koń jak na tak ogarniętego szałem, stoi dość spokojnie, rzekłbym, wryty został w ziemię jak glany metalowca uprawiającego gratkę w błotku na Woodstocku. Poza tym, last but not least, ów rączy, majestatyczny koń, na szyi swej posiada pentagram. Czy widzieliście kiedyś konia - satanistę? Oto, zespół pieśni i tańca Mystic Prophecy funduje nam takie oto atrakcje. Ciekawy jestem dwóch rzeczy, co palił twórca i jak wygląda koń uprawiający niecne, okultystyczne harce. Tymczasem, wrażeń dość na dzisiaj.

2 komentarze: